Od pewnego czasu internauci są ostrzegani przed skryptami wykorzystującymi ich komputery do wydobywania kryptowalut podczas przeglądania określonych stron internetowych. Pod koniec ubiegłego roku w sieci pojawiły się informacje o wykorzystywaniu tego mechanizmu na stronach dużych polskich wydawców, m.in. rp.pl, se.pl, warszawa.naszemiasto.pl.
Choć za uruchomienie skryptów i wykorzystywanie w ten sposób mocy obliczeniowej komputera niczego nieświadomego użytkownika odpowiadały niezależne od właścicieli serwisów systemy reklamowe, pojawiające się w różnych miejscach ostrzeżenia (zaufanatrzeciastrona.pl, bezprawnik.pl, niebezpiecznik.pl) z pewnością nie zwiększyły zaufania internautów do wyżej wymienionych witryn. Skrypt wydobywający kryptowalutę wykryto nawet na stronach krakowskiej AGH, z czego tłumaczył się przedstawiciel uczelni (źródło: https://niebezpiecznik.pl/post/wpadki-polskich-uczelni-cz-iii-ujawnienie-danych-studentow-niska-swiadomosc-bezpieczenstwa-posrod-wykladowcow-i-kopanie-kryptowalut/).
Na wydobywaniu kryptowaluty w tle przez jakiś czas zarabiały również zagraniczne serwisy. Najwięcej kontrowersji wzbudziło wykorzystywanie komputerów użytkowników przez Showtime – płatną platformę amerykańskiej telewizji dającą swoim klientom dostęp do tysięcy filmów, seriali i programów telewizyjnych. Dlaczego to właśnie na Showtime spadło najwięcej gromów?
Po pierwsze, skrypt uruchamiał się automatycznie po wejściu na stronę, a ta nie informowała w żaden sposób odwiedzającego ją internauty o zachodzącym w tle procesie. Po drugie, Showtime jest platformą płatną. O ile właściciele innych stron mogli wytłumaczyć obecność wydobywających kryptowaluty skryptów ograniczeniem reklam – udostępnianie mocy obliczeniowej własnego komputera miałoby być nowym sposobem „płacenia” za dostęp do treści publikowanych w sieci – o tyle Showtime, jako serwis z założenia płatny, nie mógł użyć tego argumentu. Po nagłośnieniu sprawy skrypt został błyskawicznie usunięty ze strony, a przedstawiciele portalu odmówili oficjalnego komentarza. Wiadomo jednak, że zyski z kilkudniowego wydobywania kryptowaluty z pewnością nie pokryją strat wizerunkowych, jaki poniósł amerykański gigant medialny w związku z odkryciem tego mechanizmu na swoich stronach.
Czy zgoda na wydobywanie kryptowalut (cryptocurrency mining) w tle, czyli tak naprawdę udostępnianie procesora własnego komputera zewnętrznemu podmiotowi, może stać się nową formą zapłaty za dostęp do treści czy możliwość korzystania z oprogramowania? W końcu już dziś płacimy za przeglądanie stron swoimi danymi (zgoda na tzw. pliki cookies) oraz oglądaniem reklam. Co prawda Polacy od lat należą do grupy internautów najskuteczniej blokujących reklamy w sieci (w tym roku z wynikiem 46% zablokowanych reklam zajęliśmy pierwsze miejsce w rankingu „Ad blocked page views” przygotowanym przez OnAudience.com), jednak na wielu stronach użycie AdBlocka czy innego narzędzia blokującego reklamy w przeglądarce wiąże się z ograniczeniem dostępu do treści. Czy brak zgody na wydobywanie kryptowalut wiązałby się z podobnymi niedogodnościami? Jak wielu użytkowników byłoby gotowych odstąpić nieco mocy obliczeniowej swojego komputera (a więc zauważalnie spowolnić jego działanie) w zamian za możliwość korzystania z danego programu?
Przykład aplikacji Calendar 2 przeznaczonej dla komputerów Apple pokazuje, że taka forma zapłaty budzi kontrowersje i może nadszarpnąć zaufanie użytkowników. Twórcy Calendar 2 zaoferowali swoim klientom w AppStore pełną wersję aplikacji informując, że ta „w niezauważalny sposób wydobywa w tle kryptowaluty” (zob. https://9to5mac.com/2018/03/12/mac-app-store-mining-calendar/). Według doniesień portalu 9to5mac.com twórcy Calendar zarobili w ten sposób 2 tysiące dolarów w zaledwie trzy dni. Na całą sytuację zareagował Apple usuwając aplikację z AppStore ze względu na „niezgodność z zasadami sklepu”. Podobne argumenty pojawiły się w uzasadnieniach opublikowanych przez Google i Facebooka w związku z zablokowaniem reklam kryptowalut w systemie AdWords i na firmowych fanpage’ach (zob. „Google blokuje reklamy kryptowalut”).
Handel kryptowalutami budzi wiele wątpliwości. Współzałożyciel Microsoftu, Bill Gates, mówi wprost o zagrożeniu, jakie niosą ze sobą tego typu transakcje. Są one całkowicie anonimowe, więc mogą służyć ukryciu nielegalnych operacji finansowych dając nowe możliwości terrorystom, handlarzom narkotyków czy przestępcom finansowym (źródło: https://gizmodo.com/bill-gates-thinks-cryptocurrency-is-killing-people-in-a-1823381081).
Drugą budzącą wątpliwości moralne kwestią związaną z wydobywaniem kryptowaluty jest energochłonność samego procesu. Tzw. koparki przeprowadzające coraz bardziej skomplikowane obliczenia wymagają stałego dostępu do źródła energii. Tak naprawdę udostępnienie swojego komputera w ramach zgody na proces wydobywania kryptowaluty w tle doprowadzi więc nie tylko do jego zauważalnego spowolnienia, ale i do większego zużycia prądu. Firmy profesjonalnie działające w nowym „przemyśle wydobywczym” już dziś przenoszą się w okolice wielkich elektrowni zapewniając sobie w ten sposób dostęp do stałej i taniej energii elektrycznej (zob. https://www.engadget.com/amp/2018/02/26/bitcoin-mining-quebec-the-big-picture/).
Na rynku pojawiają się również rozwiązania dla „wydobywców detalicznych”. Francuska firma Qarnot oferuje niewielki grzejnik, który jest tak naprawdę urządzeniem przeznaczonym do wydobywania kryptowalut. Ciepło jest produktem ubocznym całego procesu, a grzejnik wymaga oczywiście podłączenia do stałego źródła zasilania (zob. http://antyweb.pl/grzejnik-kryptowaluty/).
Czy tego typu technologie zagoszczą w naszych domach na stałe, a nowy model płatności w sieci zyska zaufanie użytkowników i wsparcie największych graczy na rynku? Z dotychczas podjętych przez Google, Facebooka czy Apple kroków oraz z wypowiedzi szefa Microsoftu wynika, że szanse na przyjęcie takiego rozwiązania są na razie nikłe. Nie ulega jednak wątpliwości, że sam temat kryptowalut i jego marketingowego potencjału będzie przedmiotem jeszcze niejednej dyskusji.
Zobacz także: „Google blokuje reklamy kryptowalut”
strateg biznesowy i marketingowy z wieloletnim doświadczeniem; pracowała przy największych kampaniach marketingowych w Polsce; członek Amercian Marketing Association; ukończyła certyfikowane szkolenia z zakresu strategii biznesowych w Darden School of Business na University of Virginia; ekspertka od prowadzenia kampanii Google Adwords; autorka licznych publikacji z zakresu marketingu; od kilku lat prowadzi poczytny blog marketingowy